» Pokaż wszystko «Poprz. «1 ... 7 8 9 10 11 12 Dalej» » Pokaz slajdów
Prządki
Do bardzo starych zwyczajów polskich zaliczyć można tak zwane „prządki”, czyli „wieczory prządkowe”, które odbywały się w chatach i we dworach.
Po przeprowadzonej starannie w miesiącach wiosennych i letnich uprawie lnu i konopi, po zebraniu obu tych roślin i przygotowaniu ich do przędzenia przez miesiące jesienne, przędzono je w długie wieczory zimowe.
We dworze, w izbie czeladnej, pani, len pomiędzy dziewczęta i niewiasty służebne rozdzieliwszy, nieraz sama wśród nich z robotą zasiadała.
Ogień płonął wesoło na kominie, kręciły się wrzeciona, turkotały kołowrotki, czasem popłynęła piosenka, czasem najwymowniejsza z prządek opowiedziała bajkę, pełną cudów lub tajemniczej grozy. I tak schodził wieczór za wieczorem. Rosły motki szarego przędziwa, które z kolei zabierali tkacze wioskowi, by je przerobić na płótno.
Haur, pisarz XVII wieku, który w swej Oelkonomice ziemiańskiej wiele rad i praktycznych, ze sprawami gospodarczymi związanych przepisów pozostawił, poucza, iż tkaczów tych „dobierać było trzeba, aby dobrze i gęsto tkali”. I podaje on dokładny rachunek, ile na jakie płótno należało wydzielić przędziwa i kończy praktyczną uwagą, źe „dla sieci naprawy, powrozów, postronków z sznurków, także gwoli innym potrzebom i wygodzie domowej, pamiętać należy zostawić konopi nieczesanych”.
W podobny sposób odbywały się wieczory prządkowe po chatach i po domach szlachty zagonowej; Na cel ten wybierane domostwo, które najobszerniejszą izbę posiadało i tu się schodzono dla przędzenia, czasem dla tkania lub dla darcia pierza.
Michał Federowski, etnograf polski z doby obecnej pisze, iż zwykle uczestnicy takich wieczorów siedzą do wieczerzy, w dnie zaś poprzedzające święta i niedziele dopiero
o północy lub nad ranem rozchodzą się na spoczynek. Czas, w którym prządki zaczynają się schodzić, przypada w drugiej połowie listopada i przedłuża się do ostatnich dni mięsopustu. Lud ma przysłowie: "Od Godów do Nowego Roku siedzą prządki do zmroku, a od Nowego Roku do Trzech Króli do samej wieczerzy”.
Jednak nie znaczy to, by w tych dniach świątecznych robota trwała aż do chwli rozejścia się.
W te tzw. Święte wieczory zebrane pracownice przędły tylko do zmroku. Reszta czasu schodziła im na śpiewaniu kolęd i pieśni nabożnych. Każda dziewczyna, idąca na "prządki” musiała mieć ze sobą potrzebne przybory, więc przęślicę, kręziołek i motowidło oraz coś do przegryzienia, gdyż poczęstunku na tych wieczorach, o ile się po chatach odbywały, zwykle nie rozdawano.
Czasem gromadka wesołych parobczaków, czasem ktoś z wiejskiej starszyzny dotrzymywał towarzystwa prządkom. Po chatach, po małych dworkach, zarówno jak w czeladnej izbie wielkich dworów, urozmaicano sobie czas przy pracy śpiewem lub opowiadaniem bajek. Nieraz też ostrzył się dowcip zebranych na zagadkach, często niełatwych do odgadnięcia.
Oto niektóre z nich brzrniały:
Gadaj mi to: Ma wiele ran a jest bardzo mocno związan, upomina nas ku robocie, ma wielką dziurę w żywocie, maca, lubo jest bez rąk, a chodzi nie mając nóg, każdy się nim sprawuje, bowiem on nam rozkazuje; powróc wszystko dokonawa, bo mu tę naukę dawa.
Odpowiedź: Jest tam zegar. Tam powrozy naciągają, na których wagi wieszają.
Gadaj mi to: Czego Pan Bóg nie zna, papież rzadko, ale prosty człowiek na każdy dzień?
Odpowiedź: Sobie równego.
Gadaj mi to: Leciał ptak bez pierza na drzewo, będące bez liścia. Przyszła pani bez ust i zjadła tego ptaka.
Odpowiedź: Upadł śnieg na drzewo w zimie. Przyszło słońce i spaliło go.
I dziś, wobec rozwoju przemysłu fabrycznego, wobec upadku domowego tkactwa, len i konopie wędrują od razu do fabryk, a sztuka przędzenia zanika po dworach i po chatach, zanikają też wieczory prządkowe.
Szkoda tego miłego, prastarego obyczaju, szkoda tych zebrań, na których
wielki i ciekawy skarb pieśni, podań, gadek i przypowieści ludowych tak bujnie się przejawiał.
M.D.
» Pokaż wszystko «Poprz. «1 ... 7 8 9 10 11 12 Dalej» » Pokaz slajdów